Katastrofa promu kosmicznego Columbia
8 Lut 2003r. w
ISS napisał/a
Michał Myśliwiec
Wiadomość ta była dla mnie jednocześnie szokująca, a jednocześnie przyjąłem ją bez większego zdziwienia. Włączyłem telewizor i na ekranie ujrzałem dwie smugi przecinające niebo. Była to Columbia, powracająca z misji STS-107, po 16 dniach spędzonych na orbicie.
Wiadomość ta była dla mnie jednocześnie szokująca, a jednocześnie przyjąłem ją bez większego zdziwienia.
- Maciek! - zadzwonił do mnie mój kolega - Słyszałeś, że rozbiła się Columbia?
- Akurat - odpowiedziałem, wycierając talerz - Nie nabierzesz mnie.
Jednak tknęło mnie coś i włączyłem telewizor. Na ekranie ujrzałem dwie smugi przecinające niebo. Była to Columbia, powracająca z misji STS-107, po 16 dniach spędzonych na orbicie.
Załoga misji STS-107. Od lewej: David Brow, Rick Husband, Laurel Clark, Kalpana Chawla, Michael Anderson, William McCool i Ilan Ramon
Emblemat misji STS-107
Prom kosmiczny OV-102 wybudowany został w końcu lat 70, jako pierwszy, po prototypie "Enterprise", zdolny do lotu wahadłowiec. Nazwano go Columbia na cześć modułu załogowego misji Apollo 11, podczas której Neil Armstrong wylądował na Księżycu. Swój pierwszy lot, Columbia odbyła w 20 rocznicę lotu Gagarina, czyli 12 kwietnia 1981 roku, pilotowany przez weterana lotów kosmicznych Johna Younga, a także Roberta Crippena. Od tamtego dnia wykonała 27 misji. Niestety dwudziesta ósma podróż Columbii, a jednocześnie 113 misja programu Space Shuttle, okazała się jej ostatnią. Na Ziemię, prom powrócił jako niezliczona ilość stopionych i spopielonych szczątków. Cała ta tragedia rozegrała się na oczach mieszkańców Texasu i amatorów fotografowania powracających promów. Stąd miliony ludzi na całym świecie miały szansę ujrzeć, jak wyglądały ostatnie chwile flagowego statku kosmicznego Ameryki.
Prom ten nie latał tak często jak pozostali członkowie rodziny wahadłowców NASA, gdyż był najstarszym z nich. Z tego też powodu nie brał udziału w budowie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a wcześniej nie wykorzystywano go do połączeń wahadłowców ze stacją orbitalną MIR. Jednak teraz, ze względu na opóĄnienie, planowano wysyłanie go na orbitę z ładunkiem potrzebnym do ukończenia budowy ISS. Już w listopadzie br. Columbia miała polecieć w misji STS-118 podczas której wyniesione miało zostać laboratorium SPACEHAB, a także elementy potrzebne do zamontowania kolejnego panelu baterii słonecznych. Natomiast w trzydziestym locie, w kwietniu 2004 roku, Columbia miała wyruszyć w kolejną misję serwisową Teleskopu Hubblea. Teraz, po tej tragedii, flota wahadłowców po raz drugi w historii (pierwszy raz po katastrofie Challengera) została zredukowana do trzech statków, a do tego jeszcze uziemiona. Nie wiadomo kiedy Atlantis, Discovery, czy też Endeavour wyruszą w kolejną podróż na orbitę. Nie wiadomo czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek polecą. Brak jednego promu łatwo będzie odczuć, gdyż promy albo będą musiały częściej latać, co zmniejszy ich bezpieczeństwo, albo będzie trzeba spowolnić, już opóĄnioną, budowę stacji i zrezygnować z wielu programów, do których realizacji jest potrzebny prom kosmiczny. Może się okazać, że niektóre satelity, których konserwację planowano - jak np. Teleskop Hubble'a zostaną wyłączone, albo po prostu porzucone gdyż nie będzie można do nich dotrzeć. Trzeba też przypomnieć, że Discovery, który w sierpniu 2001 roku odbył swój trzydziesty lot, przechodzi teraz generalny remont i gotowy do lotu będzie dopiero na lipiec 2004 roku i teraz nie będzie możliwości wysłania go na orbitę. Stąd też NASA zdecydowała się na włączenie do programu ISS Columbii.
Napisałem, że mimo przeżytego szoku, katastrofa Columbii nie była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Można powiedzieć, że wielu ludzi się spodziewało tej tragedii. Nie było wiadomo tylko kiedy nastąpi i który to prom będzie, czy tragedia dokona się podczas startu, lądowania, czy też lotu. Dlaczego tak? Po pierwsze, wszyscy od dawna panikowali, co by się stało gdyby któryś z promów teraz uległ zniszczeniu: że program zostałby zawieszony na kilka lat, że stacja kosmiczna zostałaby porzucona. Gdy dużo się o takich rzeczach mówi, człowiek się do nich przyzwyczaja i wiadomość o tragedii nie jest dla niego zaskoczeniem. Po drugie: Jak wszyscy wiedzą, promy kosmiczne nie są najbezpieczniejszym środkiem transportu kosmicznego. Ich najsłabszym punktem jest osłona termiczna złożona z 20 płytek, które odpadają podczas startu, lotu, a przede wszystkim wtedy, gdy ich obowiązkiem jest chronić statek podczas przejścia przez atmosferę. Od początku uważano, że takie rozwiązanie nie jest najlepsze. Myślano nad zastosowaniem jednoczęściowej zmienianej osłony termicznej, lecz oszczędność zwyciężyła. Teraz widoczne są jej skutki.
Ognista smuga widziana nad Teksasem
Katastrofa Columbii powinna być bodźcem dla NASA, że czas najwyższy zmienić wysłużone wahadłowce, a nie twierdzić, że można ich spokojnie używać jeszcze przez 20 lat. Sam prezydent USA George W. Bush, który nigdy nie interesował się eksploracją kosmosu, nawet obciął NASA fundusze, zapowiedział, że amerykański progtam kosmiczny będzie dalej realizowany. Bush będzie musiał się zainteresować planami NASA, a nawet wyłożyć na nie więcej funduszy. Mówiąc o zmianie wahadłowców nie można powiedzieć o natychmiastowym zaprzestaniu lotów wahadłowców typu OV, tylko o stopniowym zamienianiu ich przez wahadłowce nowej generacji. Pozostałe trzy promy mogłyby latać jeszcze przez najbliższe kilka lat, ale nie przez dwadzieścia! Oszczędność musi mieć swoje granice. Miejmy nadzieje, że NASA tym razem wyniesie naukę z lekcji danej im 1 lutego. Miejmy również nadzieje, że nie potrzeba będzie więcej takich lekcji i że kolejnych siedmiu wybitnych naukowców i doświadczonych pilotów, nie straci życia na marne. Po katastrofie promu Challenger, w styczniu 1986 roku, loty wahadłowców wstrzymano na prawie trzy lata. Teraz wszyscy wiedzą, że nie można sobie na to pozwolić, gdyż potrzeba promów do zakończenia budowy stacji kosmicznej. Wiadomo teraz, że katastrofa ta nie jest ewidentnym błędem NASA, jak to było w 1986 roku. Po prostu należy teraz zbadać pozostałe promy, wykluczyć możliwość awarii i może z większą pokorą wznowić program Space Shuttle. Natomiast teraz nie pozostaje nam nic innego jak czekać na wyniki śledztwa, które jest w USA prowadzone i liczyć, że zakończy się ono szybko. A przede wszystkim, że przyniesie ono rzetelne wyjaśnienie.
Twoje Imię
20.03.2023, 13:30